Wyszukiwarka
Liczba elementów: 10
Obszar określany mianem Pustyni Siedleckiej zajmuje 30 ha. Jest on częściowo porośnięty sosną, którą nasadzono tu w latach 60-tych ubiegłego wieku. Znajduje się tutaj również oczko wodne z roślinami szuwarowymi. Większość powierzchni to jednak szczere piaski, rozciągające się na ok. 25 ha. Stanowią one pozostałość morskiego dna z okresu górnej jury. Tutejsze charakterystyczne „pustynne” gatunki roślin to szczotlicha siwa, kocanka piaskowa, czerwiec roczny i trzcinnik piaskowy. Tak, jak z innymi „pustyniami” jurajskimi, również i z Siedlecką wiążą się legendy. Głoszą one, że nagromadzenie tutejszych piachów to sprawka diabła, który w tych okolicach gonił uciekającego na kogucie, sławnego czarnoksiężnika Twardowskiego. Sprytny szlachcic długo zwodził władców ciemności, przed którymi zawsze udawało mu się uchodzić cało. Wreszcie jeden z diabłów postanowił raz na zawsze rozprawić się z Twardowskim. Rogaty emisariusz piekieł, ścigając swą ofiarę, miał już niemal czarnoksiężnika w garści. Przed uciekającym Twardowskim otwarły się nawet bramy piekielne. Zdawało się, że jest już zgubiony… Jak zwykle jednak czarnoksiężnikowi udało się uciec, ale piekielny ogień spalił tutejszą ziemię, zamieniając ją w pustynię. Po II wojnie światowej stworzono tu piaskownię, czynną do lat 60-tych. Obecnie obszar stanowi jedną z jurajskich atrakcji turystycznych, a gmina Janów organizuje tu plenerową imprezę „Pustynny Piknik”. Pustynia jest terenem na którym dopuszczono jazdę samochodami terenowymi i quadami. Odbywają się tu także rajdy samochodowe.
Obszar określany mianem Pustyni Siedleckiej zajmuje 30 ha. Jest on częściowo porośnięty sosną, którą nasadzono tu w latach 60-tych ubiegłego wieku. Znajduje się tutaj również oczko wodne z roślinami szuwarowymi. Większość powierzchni to jednak szczere piaski, rozciągające się na ok. 25 ha. Stanowią one pozostałość morskiego dna z okresu górnej jury. Tutejsze charakterystyczne „pustynne” gatunki roślin to szczotlicha siwa, kocanka piaskowa, czerwiec roczny i trzcinnik piaskowy. Tak, jak z innymi „pustyniami” jurajskimi, również i z Siedlecką wiążą się legendy. Głoszą one, że nagromadzenie tutejszych piachów to sprawka diabła, który w tych okolicach gonił uciekającego na kogucie, sławnego czarnoksiężnika Twardowskiego. Sprytny szlachcic długo zwodził władców ciemności, przed którymi zawsze udawało mu się uchodzić cało. Wreszcie jeden z diabłów postanowił raz na zawsze rozprawić się z Twardowskim. Rogaty emisariusz piekieł, ścigając swą ofiarę, miał już niemal czarnoksiężnika w garści. Przed uciekającym Twardowskim otwarły się nawet bramy piekielne. Zdawało się, że jest już zgubiony… Jak zwykle jednak czarnoksiężnikowi udało się uciec, ale piekielny ogień spalił tutejszą ziemię, zamieniając ją w pustynię. Po II wojnie światowej stworzono tu piaskownię, czynną do lat 60-tych. Obecnie obszar stanowi jedną z jurajskich atrakcji turystycznych, a gmina Janów organizuje tu plenerową imprezę „Pustynny Piknik”. Pustynia jest terenem na którym dopuszczono jazdę samochodami terenowymi i quadami. Odbywają się tu także rajdy samochodowe.
Obszar określany mianem Pustyni Siedleckiej zajmuje 30 ha. Jest on częściowo porośnięty sosną, którą nasadzono tu w latach 60-tych ubiegłego wieku. Znajduje się tutaj również oczko wodne z roślinami szuwarowymi. Większość powierzchni to jednak szczere piaski, rozciągające się na ok. 25 ha. Stanowią one pozostałość morskiego dna z okresu górnej jury. Tutejsze charakterystyczne „pustynne” gatunki roślin to szczotlicha siwa, kocanka piaskowa, czerwiec roczny i trzcinnik piaskowy. Tak, jak z innymi „pustyniami” jurajskimi, również i z Siedlecką wiążą się legendy. Głoszą one, że nagromadzenie tutejszych piachów to sprawka diabła, który w tych okolicach gonił uciekającego na kogucie, sławnego czarnoksiężnika Twardowskiego. Sprytny szlachcic długo zwodził władców ciemności, przed którymi zawsze udawało mu się uchodzić cało. Wreszcie jeden z diabłów postanowił raz na zawsze rozprawić się z Twardowskim. Rogaty emisariusz piekieł, ścigając swą ofiarę, miał już niemal czarnoksiężnika w garści. Przed uciekającym Twardowskim otwarły się nawet bramy piekielne. Zdawało się, że jest już zgubiony… Jak zwykle jednak czarnoksiężnikowi udało się uciec, ale piekielny ogień spalił tutejszą ziemię, zamieniając ją w pustynię. Po II wojnie światowej stworzono tu piaskownię, czynną do lat 60-tych. Obecnie obszar stanowi jedną z jurajskich atrakcji turystycznych, a gmina Janów organizuje tu plenerową imprezę „Pustynny Piknik”. Pustynia jest terenem na którym dopuszczono jazdę samochodami terenowymi i quadami. Odbywają się tu także rajdy samochodowe.
Obszar określany mianem Pustyni Siedleckiej zajmuje 30 ha. Jest on częściowo porośnięty sosną, którą nasadzono tu w latach 60-tych ubiegłego wieku. Znajduje się tutaj również oczko wodne z roślinami szuwarowymi. Większość powierzchni to jednak szczere piaski, rozciągające się na ok. 25 ha. Stanowią one pozostałość morskiego dna z okresu górnej jury. Tutejsze charakterystyczne „pustynne” gatunki roślin to szczotlicha siwa, kocanka piaskowa, czerwiec roczny i trzcinnik piaskowy. Tak, jak z innymi „pustyniami” jurajskimi, również i z Siedlecką wiążą się legendy. Głoszą one, że nagromadzenie tutejszych piachów to sprawka diabła, który w tych okolicach gonił uciekającego na kogucie, sławnego czarnoksiężnika Twardowskiego. Sprytny szlachcic długo zwodził władców ciemności, przed którymi zawsze udawało mu się uchodzić cało. Wreszcie jeden z diabłów postanowił raz na zawsze rozprawić się z Twardowskim. Rogaty emisariusz piekieł, ścigając swą ofiarę, miał już niemal czarnoksiężnika w garści. Przed uciekającym Twardowskim otwarły się nawet bramy piekielne. Zdawało się, że jest już zgubiony… Jak zwykle jednak czarnoksiężnikowi udało się uciec, ale piekielny ogień spalił tutejszą ziemię, zamieniając ją w pustynię. Po II wojnie światowej stworzono tu piaskownię, czynną do lat 60-tych. Obecnie obszar stanowi jedną z jurajskich atrakcji turystycznych, a gmina Janów organizuje tu plenerową imprezę „Pustynny Piknik”. Pustynia jest terenem na którym dopuszczono jazdę samochodami terenowymi i quadami. Odbywają się tu także rajdy samochodowe.
„Zawsze kochałam Promnice. Jest małe i architektonicznie malownicze, ale nie budzi szczególnego zaciekawienia. Stanowi jakby skrzyżowanie drewnianego domku elżbietańskiego i szwajcarskiego domku wypoczynkowego. Wychodzi na duże, śliczne jezioro, otoczone wspaniałymi drzewami. Kiedy po raz pierwszy je zobaczyłam, było smutne i ponure. Po śmierci drogiego Vatera (nic nie zmieniałabym tu za jego życia) zleciłam pomalowanie ścian na jasne, radosne kolory, kupiłam dużo wygodnych kanap i foteli oraz bardziej wesołe perkale i brokaty. Na początku rodzina była temu przeciwna, ale wkrótce polubili zmiany. Byłam tu bardzo szczęśliwa, również dlatego, że nie było tu miejsca na urządzanie wielkich przyjęć. Jedynie dzieci i członkowie rodziny mogli spędzać tu większość czasu, polując i urządzając pikniki. ” Tak pisała o promnickim pałacu, w pamiętniku, legendarna księżna Daisy, żona księcia pszczyńskiego, Jana Henryka XV. Znana z urody Angielka (Maria Teresa Cornwalis West) - księżna Daisy - myliła się tylko w jednym: że pałac „nie budzi szczególnego zaciekawienia”. Owszem, budzi, skoro jest jedną z największych atrakcji tych okolic. Promnice wzięły swoją nazwę od Promnitzów – śląskiej szlachty, władającej pszczyńskimi włościami od połowy XVI do połowy XVIII wieku. Po ich wymarciu dobra przeszły w ręce rodu Anhalt. To właśnie przedstawiciel tej rodziny wzniósł w Lasach Pszczyńskich pierwszy zameczek myśliwski. Jednak czas największego rozkwitu nadszedł wraz z przejęciem Pszczyny przez Hochbergów, arystokratów, zaliczanych do elity Rzeszy Niemieckiej. Obecny pałac myśliwski w Promnicach powstał z inicjatywy księcia Jana Henryka XI, w 1861 roku. Architektem był Olivier Pavelt, który rozbudowywał również książęcy browar w Tychach. Co prawda pałac w 1867 roku spłonął, ale już po roku został odbudowany. Odpoczywali w nim przed i po polowaniu utytułowani goście, a wśród nich król Prus Wilhelm I i cesarz niemiecki Wilhelm II. W latach 30. XX wieku pałac przeszedł na własność państwa, jako część rozliczeń podatkowych Hochbergów. Połączenie angielskiego neogotyku z budownictwem w stylu szwajcarskim dało niezwykły efekt. Pałac, wzniesiony z cegły i drewna, ma trzy kondygnacje. Ośmioboczna wieża zwieńczona jest szpiczastym hełmem. Bryłę budynku urozmaicają liczne wykusze, facjaty, wieżyczki. Wnętrze jest bardzo ozdobne. Wrażenie robią misternie rzeźbione boazerie, witrażowe okna, malowidła. W westybulu uwagę przyciągają kręcone schody, w Sali Kominkowej – piec kaflowy. Na ścianach wiszą trofea myśliwskie. Przed pałacem stoi zabytkowa rzeźba patrona myśliwych – św. Huberta. Po zaadaptowaniu na hotel, pałac odzyskał dawny blask. Noma Hotel Residence zalicza się z pewnością do najpiękniejszych obiektów tego typu w Polsce. Opinia taka jest tym bardziej uzasadniona, że położenie hotelu również jest urocze - otacza go park i wody Jeziora Paprocańskiego.
„Zawsze kochałam Promnice. Jest małe i architektonicznie malownicze, ale nie budzi szczególnego zaciekawienia. Stanowi jakby skrzyżowanie drewnianego domku elżbietańskiego i szwajcarskiego domku wypoczynkowego. Wychodzi na duże, śliczne jezioro, otoczone wspaniałymi drzewami. Kiedy po raz pierwszy je zobaczyłam, było smutne i ponure. Po śmierci drogiego Vatera (nic nie zmieniałabym tu za jego życia) zleciłam pomalowanie ścian na jasne, radosne kolory, kupiłam dużo wygodnych kanap i foteli oraz bardziej wesołe perkale i brokaty. Na początku rodzina była temu przeciwna, ale wkrótce polubili zmiany. Byłam tu bardzo szczęśliwa, również dlatego, że nie było tu miejsca na urządzanie wielkich przyjęć. Jedynie dzieci i członkowie rodziny mogli spędzać tu większość czasu, polując i urządzając pikniki. ” Tak pisała o promnickim pałacu, w pamiętniku, legendarna księżna Daisy, żona księcia pszczyńskiego, Jana Henryka XV. Znana z urody Angielka (Maria Teresa Cornwalis West) - księżna Daisy - myliła się tylko w jednym: że pałac „nie budzi szczególnego zaciekawienia”. Owszem, budzi, skoro jest jedną z największych atrakcji tych okolic. Promnice wzięły swoją nazwę od Promnitzów – śląskiej szlachty, władającej pszczyńskimi włościami od połowy XVI do połowy XVIII wieku. Po ich wymarciu dobra przeszły w ręce rodu Anhalt. To właśnie przedstawiciel tej rodziny wzniósł w Lasach Pszczyńskich pierwszy zameczek myśliwski. Jednak czas największego rozkwitu nadszedł wraz z przejęciem Pszczyny przez Hochbergów, arystokratów, zaliczanych do elity Rzeszy Niemieckiej. Obecny pałac myśliwski w Promnicach powstał z inicjatywy księcia Jana Henryka XI, w 1861 roku. Architektem był Olivier Pavelt, który rozbudowywał również książęcy browar w Tychach. Co prawda pałac w 1867 roku spłonął, ale już po roku został odbudowany. Odpoczywali w nim przed i po polowaniu utytułowani goście, a wśród nich król Prus Wilhelm I i cesarz niemiecki Wilhelm II. W latach 30. XX wieku pałac przeszedł na własność państwa, jako część rozliczeń podatkowych Hochbergów. Połączenie angielskiego neogotyku z budownictwem w stylu szwajcarskim dało niezwykły efekt. Pałac, wzniesiony z cegły i drewna, ma trzy kondygnacje. Ośmioboczna wieża zwieńczona jest szpiczastym hełmem. Bryłę budynku urozmaicają liczne wykusze, facjaty, wieżyczki. Wnętrze jest bardzo ozdobne. Wrażenie robią misternie rzeźbione boazerie, witrażowe okna, malowidła. W westybulu uwagę przyciągają kręcone schody, w Sali Kominkowej – piec kaflowy. Na ścianach wiszą trofea myśliwskie. Przed pałacem stoi zabytkowa rzeźba patrona myśliwych – św. Huberta. Po zaadaptowaniu na hotel, pałac odzyskał dawny blask. Noma Hotel Residence zalicza się z pewnością do najpiękniejszych obiektów tego typu w Polsce. Opinia taka jest tym bardziej uzasadniona, że położenie hotelu również jest urocze - otacza go park i wody Jeziora Paprocańskiego.
„Zawsze kochałam Promnice. Jest małe i architektonicznie malownicze, ale nie budzi szczególnego zaciekawienia. Stanowi jakby skrzyżowanie drewnianego domku elżbietańskiego i szwajcarskiego domku wypoczynkowego. Wychodzi na duże, śliczne jezioro, otoczone wspaniałymi drzewami. Kiedy po raz pierwszy je zobaczyłam, było smutne i ponure. Po śmierci drogiego Vatera (nic nie zmieniałabym tu za jego życia) zleciłam pomalowanie ścian na jasne, radosne kolory, kupiłam dużo wygodnych kanap i foteli oraz bardziej wesołe perkale i brokaty. Na początku rodzina była temu przeciwna, ale wkrótce polubili zmiany. Byłam tu bardzo szczęśliwa, również dlatego, że nie było tu miejsca na urządzanie wielkich przyjęć. Jedynie dzieci i członkowie rodziny mogli spędzać tu większość czasu, polując i urządzając pikniki. ” Tak pisała o promnickim pałacu, w pamiętniku, legendarna księżna Daisy, żona księcia pszczyńskiego, Jana Henryka XV. Znana z urody Angielka (Maria Teresa Cornwalis West) - księżna Daisy - myliła się tylko w jednym: że pałac „nie budzi szczególnego zaciekawienia”. Owszem, budzi, skoro jest jedną z największych atrakcji tych okolic. Promnice wzięły swoją nazwę od Promnitzów – śląskiej szlachty, władającej pszczyńskimi włościami od połowy XVI do połowy XVIII wieku. Po ich wymarciu dobra przeszły w ręce rodu Anhalt. To właśnie przedstawiciel tej rodziny wzniósł w Lasach Pszczyńskich pierwszy zameczek myśliwski. Jednak czas największego rozkwitu nadszedł wraz z przejęciem Pszczyny przez Hochbergów, arystokratów, zaliczanych do elity Rzeszy Niemieckiej. Obecny pałac myśliwski w Promnicach powstał z inicjatywy księcia Jana Henryka XI, w 1861 roku. Architektem był Olivier Pavelt, który rozbudowywał również książęcy browar w Tychach. Co prawda pałac w 1867 roku spłonął, ale już po roku został odbudowany. Odpoczywali w nim przed i po polowaniu utytułowani goście, a wśród nich król Prus Wilhelm I i cesarz niemiecki Wilhelm II. W latach 30. XX wieku pałac przeszedł na własność państwa, jako część rozliczeń podatkowych Hochbergów. Połączenie angielskiego neogotyku z budownictwem w stylu szwajcarskim dało niezwykły efekt. Pałac, wzniesiony z cegły i drewna, ma trzy kondygnacje. Ośmioboczna wieża zwieńczona jest szpiczastym hełmem. Bryłę budynku urozmaicają liczne wykusze, facjaty, wieżyczki. Wnętrze jest bardzo ozdobne. Wrażenie robią misternie rzeźbione boazerie, witrażowe okna, malowidła. W westybulu uwagę przyciągają kręcone schody, w Sali Kominkowej – piec kaflowy. Na ścianach wiszą trofea myśliwskie. Przed pałacem stoi zabytkowa rzeźba patrona myśliwych – św. Huberta. Po zaadaptowaniu na hotel, pałac odzyskał dawny blask. Noma Hotel Residence zalicza się z pewnością do najpiękniejszych obiektów tego typu w Polsce. Opinia taka jest tym bardziej uzasadniona, że położenie hotelu również jest urocze - otacza go park i wody Jeziora Paprocańskiego.
„Zawsze kochałam Promnice. Jest małe i architektonicznie malownicze, ale nie budzi szczególnego zaciekawienia. Stanowi jakby skrzyżowanie drewnianego domku elżbietańskiego i szwajcarskiego domku wypoczynkowego. Wychodzi na duże, śliczne jezioro, otoczone wspaniałymi drzewami. Kiedy po raz pierwszy je zobaczyłam, było smutne i ponure. Po śmierci drogiego Vatera (nic nie zmieniałabym tu za jego życia) zleciłam pomalowanie ścian na jasne, radosne kolory, kupiłam dużo wygodnych kanap i foteli oraz bardziej wesołe perkale i brokaty. Na początku rodzina była temu przeciwna, ale wkrótce polubili zmiany. Byłam tu bardzo szczęśliwa, również dlatego, że nie było tu miejsca na urządzanie wielkich przyjęć. Jedynie dzieci i członkowie rodziny mogli spędzać tu większość czasu, polując i urządzając pikniki. ” Tak pisała o promnickim pałacu, w pamiętniku, legendarna księżna Daisy, żona księcia pszczyńskiego, Jana Henryka XV. Znana z urody Angielka (Maria Teresa Cornwalis West) - księżna Daisy - myliła się tylko w jednym: że pałac „nie budzi szczególnego zaciekawienia”. Owszem, budzi, skoro jest jedną z największych atrakcji tych okolic. Promnice wzięły swoją nazwę od Promnitzów – śląskiej szlachty, władającej pszczyńskimi włościami od połowy XVI do połowy XVIII wieku. Po ich wymarciu dobra przeszły w ręce rodu Anhalt. To właśnie przedstawiciel tej rodziny wzniósł w Lasach Pszczyńskich pierwszy zameczek myśliwski. Jednak czas największego rozkwitu nadszedł wraz z przejęciem Pszczyny przez Hochbergów, arystokratów, zaliczanych do elity Rzeszy Niemieckiej. Obecny pałac myśliwski w Promnicach powstał z inicjatywy księcia Jana Henryka XI, w 1861 roku. Architektem był Olivier Pavelt, który rozbudowywał również książęcy browar w Tychach. Co prawda pałac w 1867 roku spłonął, ale już po roku został odbudowany. Odpoczywali w nim przed i po polowaniu utytułowani goście, a wśród nich król Prus Wilhelm I i cesarz niemiecki Wilhelm II. W latach 30. XX wieku pałac przeszedł na własność państwa, jako część rozliczeń podatkowych Hochbergów. Połączenie angielskiego neogotyku z budownictwem w stylu szwajcarskim dało niezwykły efekt. Pałac, wzniesiony z cegły i drewna, ma trzy kondygnacje. Ośmioboczna wieża zwieńczona jest szpiczastym hełmem. Bryłę budynku urozmaicają liczne wykusze, facjaty, wieżyczki. Wnętrze jest bardzo ozdobne. Wrażenie robią misternie rzeźbione boazerie, witrażowe okna, malowidła. W westybulu uwagę przyciągają kręcone schody, w Sali Kominkowej – piec kaflowy. Na ścianach wiszą trofea myśliwskie. Przed pałacem stoi zabytkowa rzeźba patrona myśliwych – św. Huberta. Po zaadaptowaniu na hotel, pałac odzyskał dawny blask. Noma Hotel Residence zalicza się z pewnością do najpiękniejszych obiektów tego typu w Polsce. Opinia taka jest tym bardziej uzasadniona, że położenie hotelu również jest urocze - otacza go park i wody Jeziora Paprocańskiego.
„Zawsze kochałam Promnice. Jest małe i architektonicznie malownicze, ale nie budzi szczególnego zaciekawienia. Stanowi jakby skrzyżowanie drewnianego domku elżbietańskiego i szwajcarskiego domku wypoczynkowego. Wychodzi na duże, śliczne jezioro, otoczone wspaniałymi drzewami. Kiedy po raz pierwszy je zobaczyłam, było smutne i ponure. Po śmierci drogiego Vatera (nic nie zmieniałabym tu za jego życia) zleciłam pomalowanie ścian na jasne, radosne kolory, kupiłam dużo wygodnych kanap i foteli oraz bardziej wesołe perkale i brokaty. Na początku rodzina była temu przeciwna, ale wkrótce polubili zmiany. Byłam tu bardzo szczęśliwa, również dlatego, że nie było tu miejsca na urządzanie wielkich przyjęć. Jedynie dzieci i członkowie rodziny mogli spędzać tu większość czasu, polując i urządzając pikniki. ” Tak pisała o promnickim pałacu, w pamiętniku, legendarna księżna Daisy, żona księcia pszczyńskiego, Jana Henryka XV. Znana z urody Angielka (Maria Teresa Cornwalis West) - księżna Daisy - myliła się tylko w jednym: że pałac „nie budzi szczególnego zaciekawienia”. Owszem, budzi, skoro jest jedną z największych atrakcji tych okolic. Promnice wzięły swoją nazwę od Promnitzów – śląskiej szlachty, władającej pszczyńskimi włościami od połowy XVI do połowy XVIII wieku. Po ich wymarciu dobra przeszły w ręce rodu Anhalt. To właśnie przedstawiciel tej rodziny wzniósł w Lasach Pszczyńskich pierwszy zameczek myśliwski. Jednak czas największego rozkwitu nadszedł wraz z przejęciem Pszczyny przez Hochbergów, arystokratów, zaliczanych do elity Rzeszy Niemieckiej. Obecny pałac myśliwski w Promnicach powstał z inicjatywy księcia Jana Henryka XI, w 1861 roku. Architektem był Olivier Pavelt, który rozbudowywał również książęcy browar w Tychach. Co prawda pałac w 1867 roku spłonął, ale już po roku został odbudowany. Odpoczywali w nim przed i po polowaniu utytułowani goście, a wśród nich król Prus Wilhelm I i cesarz niemiecki Wilhelm II. W latach 30. XX wieku pałac przeszedł na własność państwa, jako część rozliczeń podatkowych Hochbergów. Połączenie angielskiego neogotyku z budownictwem w stylu szwajcarskim dało niezwykły efekt. Pałac, wzniesiony z cegły i drewna, ma trzy kondygnacje. Ośmioboczna wieża zwieńczona jest szpiczastym hełmem. Bryłę budynku urozmaicają liczne wykusze, facjaty, wieżyczki. Wnętrze jest bardzo ozdobne. Wrażenie robią misternie rzeźbione boazerie, witrażowe okna, malowidła. W westybulu uwagę przyciągają kręcone schody, w Sali Kominkowej – piec kaflowy. Na ścianach wiszą trofea myśliwskie. Przed pałacem stoi zabytkowa rzeźba patrona myśliwych – św. Huberta. Po zaadaptowaniu na hotel, pałac odzyskał dawny blask. Noma Hotel Residence zalicza się z pewnością do najpiękniejszych obiektów tego typu w Polsce. Opinia taka jest tym bardziej uzasadniona, że położenie hotelu również jest urocze - otacza go park i wody Jeziora Paprocańskiego.
„Zawsze kochałam Promnice. Jest małe i architektonicznie malownicze, ale nie budzi szczególnego zaciekawienia. Stanowi jakby skrzyżowanie drewnianego domku elżbietańskiego i szwajcarskiego domku wypoczynkowego. Wychodzi na duże, śliczne jezioro, otoczone wspaniałymi drzewami. Kiedy po raz pierwszy je zobaczyłam, było smutne i ponure. Po śmierci drogiego Vatera (nic nie zmieniałabym tu za jego życia) zleciłam pomalowanie ścian na jasne, radosne kolory, kupiłam dużo wygodnych kanap i foteli oraz bardziej wesołe perkale i brokaty. Na początku rodzina była temu przeciwna, ale wkrótce polubili zmiany. Byłam tu bardzo szczęśliwa, również dlatego, że nie było tu miejsca na urządzanie wielkich przyjęć. Jedynie dzieci i członkowie rodziny mogli spędzać tu większość czasu, polując i urządzając pikniki. ” Tak pisała o promnickim pałacu, w pamiętniku, legendarna księżna Daisy, żona księcia pszczyńskiego, Jana Henryka XV. Znana z urody Angielka (Maria Teresa Cornwalis West) - księżna Daisy - myliła się tylko w jednym: że pałac „nie budzi szczególnego zaciekawienia”. Owszem, budzi, skoro jest jedną z największych atrakcji tych okolic. Promnice wzięły swoją nazwę od Promnitzów – śląskiej szlachty, władającej pszczyńskimi włościami od połowy XVI do połowy XVIII wieku. Po ich wymarciu dobra przeszły w ręce rodu Anhalt. To właśnie przedstawiciel tej rodziny wzniósł w Lasach Pszczyńskich pierwszy zameczek myśliwski. Jednak czas największego rozkwitu nadszedł wraz z przejęciem Pszczyny przez Hochbergów, arystokratów, zaliczanych do elity Rzeszy Niemieckiej. Obecny pałac myśliwski w Promnicach powstał z inicjatywy księcia Jana Henryka XI, w 1861 roku. Architektem był Olivier Pavelt, który rozbudowywał również książęcy browar w Tychach. Co prawda pałac w 1867 roku spłonął, ale już po roku został odbudowany. Odpoczywali w nim przed i po polowaniu utytułowani goście, a wśród nich król Prus Wilhelm I i cesarz niemiecki Wilhelm II. W latach 30. XX wieku pałac przeszedł na własność państwa, jako część rozliczeń podatkowych Hochbergów. Połączenie angielskiego neogotyku z budownictwem w stylu szwajcarskim dało niezwykły efekt. Pałac, wzniesiony z cegły i drewna, ma trzy kondygnacje. Ośmioboczna wieża zwieńczona jest szpiczastym hełmem. Bryłę budynku urozmaicają liczne wykusze, facjaty, wieżyczki. Wnętrze jest bardzo ozdobne. Wrażenie robią misternie rzeźbione boazerie, witrażowe okna, malowidła. W westybulu uwagę przyciągają kręcone schody, w Sali Kominkowej – piec kaflowy. Na ścianach wiszą trofea myśliwskie. Przed pałacem stoi zabytkowa rzeźba patrona myśliwych – św. Huberta. Po zaadaptowaniu na hotel, pałac odzyskał dawny blask. Noma Hotel Residence zalicza się z pewnością do najpiękniejszych obiektów tego typu w Polsce. Opinia taka jest tym bardziej uzasadniona, że położenie hotelu również jest urocze - otacza go park i wody Jeziora Paprocańskiego.